Wojtek Hetman - „Small Village” - Keylong

Wojtek Hetman - „Small village”
dokument
Keylong
silver
Wojtek Hetman
1 1 1 1 1 1 1 1 1 1 Rating 4.90 (5 Votes)

 

U Tashiego można kupić wszystko co mieszkańcy Ladakhu i mnisi odsprzedali, lub zamienili np. na benzynowa kuchenkę, metalowy kanister, siekierkę ze stali lub inne genialne wynalazki. Tashi kupuje wszystko i wszystko sprzedaje. Takie np pierścienie i starą magiczną mandalę można u niego kupić nawet za połowę ceny. Mandala kupiona u Tashiego ma jednak podstawową przewagę nad świeżo wykonaną. Ma własną duszę i energię właściciela, która zagwarantuje ci opiekę dobrych wiatrów - mówi Tashi.

Interes Tashiego dobrze kwitnie bo turyści z zachodu spragnieni są starych i autentycznych przedmiotów i biżuterii, a mieszkańcy Ladakhu coraz chetniej noszą chińskie trampki, a stoły przykrywają nie bawełniana makietką, a plastikowym obrusem. Tashi świetnie wyczuł, że może to być szansa dla jego rodziny. Dodatkowo Tashi gwarantuje 100% autentyczności i gwarancję, że przywiózł je z Leh, gdzie jego brat wciągnięty do interesu przez kilka miesięcy w roku skupuje je o okolicznych mieszkańców.

Poza ciepłym charakterem i przyjaznym stosunkiem do świata Tashi jest jednocześnie skarbnicą wiedzy o tybetańskiej medycynie i dobrych duchach. Doradza mi, jaki wybrać kamień na bransoletę, a jaki na amulet i jak nosić taki kamień, aby ochronić się przed działaniem złych energii. Dodatkowo proponuje mi sweter z wełny jaka, który posiada 3 duże symbole ying i yang. To uchroni cię dodatkowo przed zimnym wiatrem.

Zaopatrzony w energetyczne kamienie, bransolety, mandale gwarantujące mi powodzenie wyprawy wyruszam w końcu w najwyższe najbardziej niedostępne obszary Himalajów.

Mimo dobrej koniunktury Tashi narzeka na sezonowość interesów. Niby do Leh jest tylko 400 km, ale tak naprawdę to droga prowadzi przez 4 przełęcze położone na wysokości ponad 4 tys. metrów. W najlepszym wypadku musi jechać tam 2 dni w jedną stronę i 2 dni w druga stronę. Oczywiście możliwe jest to tylko przez letnie miesiące, kiedy droga jest przejezdna. Potem i tak wszystko wraca do odwiecznie ustalonych reguł.

W drogę

Jako Europejczyk zabieram dodatkowo kilka map, ortalionowe spodnie, trochę jedzenia, kuchenkę i rzecz jasna aparat. Pozostawiam za sobą Manali - zimową stolicę Indii i ostatni bastion cywilizacji na drodze do Leh.

Manali nie bez powodu czyha i przyciąga swoim urokiem Znajduje się tutaj, w mieście wielkości Zakopanego, 400 wielopiętrowych hoteli, setki maleńkich sklepików, agencji podróży , barów i restauracji, a nawet maleńki sklepik z alkoholem, którego sprzedaż w innych stanach indyjskich jest zabroniona lub obłożona o wiele większym podatkiem. W rezultacie przyjeżdżają tu nie tylko świeżo upieczone pary młode z całych Indii, ale i panowie z Kaszmiru pragnący napić się w hotelowym zaciszu wódki.

Nie dość tego - hippisi, w latach 60-tych nawiedzeni egalitarnym przesłaniem posadzili na każdej wolnym skrawku ziemi konopie indyjskie, które się rozpleniły doskonale. Spotkany w autobusie Anglik uświadamia mi, iż haszysz z Manali posiada w jego ojczyźnie poczytne miejsce w 1 dziesiątce światowej.

Na szczęście już 50 km za Manali cały ten cywilizacyjny szum pozostaje już tylko wspomnieniem.

Przede mną dwie najwyższe przejezdne drogi samochodowe na świecie znajdujące sie na wysokości ponad 5 tys. metrów - niezliczone podjazdy, kamienie, zaśnieżone przełęcze i kraina szczególna Ladakh. Najwyżej położona droga na świecie (5467m. n.p.m.) to tylko kilka dni przez himalajskie przełęcze.


Moim jedynym sprzymierzeńcem, z którym muszę się zaprzyjaźnić jest wypożyczony w Manali Enfield. Enfield to przypominający swojskiego junaka motocykl o jednym cylindrze. Junaka znam dobrze, za to na poznanie tego motocykla pozostaje mi tylko 2 dni. Enfield ma długi bagażnik, na którym umocowałem bańkę z benzyną i aparat fotograficzny, którym będę robił zdjęcia. Na 400-kilometrowym odcinku nie ma żadnej stacji benzynowej i należy liczyć na siebie i szczęście.

Zresztą szczęście jak mówi spotkany z Manali sadhu znajduje się właśnie na terytorium Ladakhu , więc wszystko jest okay. Sadhu klepie mnie przyjaźnie i wyjmuje z kieszeni małego oblepionego kręta częstując mnie przyjaźnie . Jakby przypadkiem oceniam, iż jego ręka jest jakaś dziwna i posiada 6 palców. Jest koniec września, więc muszę się spieszyć, bo otwarta dla ludzi z zachodu droga dopiero kilka lat temu, tylko przez 4-5 miesięcy w roku jest przejezdna. W pozostałych miesiącach spadające lawiny i śnieg uniemożliwiają poruszanie się i jakąkolwiek komunikację.

Część wiosek znajduje się w pobliżu Leh, starej stolicy zachodniego Tybetu, leżącego w średniowieczu na trasie z Chin do Indii.

fragmenty z opowiadania...


Błąd: Brak artykułów do wyświetlenia

X

ciemnia.org

Dziękujemy za zaufanie. Ta fotografia jest chroniona.